Z końcem świata rozprawił się Miłosz już jakiś czas temu
Z tym poglądem z efektem specjalnym, że gromy z nieba spadną, a ogień z wody wytryśnie.
Albo że Ziemia zamarznie czy tam spłonie - w sumie co za różnica oprócz temperatur
No, ale sory - raczej event będzie skromniejszy
Świń latać nie nauczą
Ziemi nie wysadzą
Słońca nie spadną
Co najwyżej autobus spóźnią trochę, aby zwrócić czyjąś uwagę
Ale to nie koniec złych wieści.
Bo imprezie z okazji spełnianych marzeń też budżet przycięli.
Więc zapomnieć możemy o spektakularnym przełomie czy jakimś zwrocie akcji w 3D
Zero fanfar, reflektorów
Ponoć szczędzą nawet na oklaskach z offu
Od teraz marzenia spełniać się mają przeciętnie
Jak to mówią - na co dzień i pośród mycia zębów
Bez hasła, że to już i że właśnie zaczyna być fantastycznie
Bez wielkiego halo czy wyraźnych poleceń, aby już się cieszyć
Tylko jednego nie przewidzieli producenci - że człowiek raczej trudno się orientuje
Jak świnia nie poleci czy drzewo nie zaśpiewa - końca świata nie dojrzy
Tak samo i nie uwierzy, że marzenia mu się spełniają
Bo on przecież gdzieś rozkraczony w codziennych portkach między pracą zbyt nudną a praniem niewyjętym
A mówili mu tyle razy, że to zupełnie inaczej się odbędzie.
I tak przepadają spełnienia marzeń niezauważone
Jak i bez znaków szczególnych znaki, że nadchodzi koniec.
czwartek, 29 sierpnia 2013
piątek, 9 sierpnia 2013
dwa
Bo chodzi o to...
Że są takie rzeczy, które uwielbiam robić.
Po których skacze mi poziom endorfin i klatka piersiowa uśpiona codziennym bujaniem tramwaju.
To właśnie te momenty, o których Coelho napisałby, że są "iskierką w oku rozjaśniającą mroki świata"... albo coś jeszcze bardziej głębszego w sensie.
Tylko, panie doktorze, ja tych rzeczy prawie w ogóle nie robię.
Chcę, ale nie mogę.
Oczami wyobraźni widzę, jak mi będzie po nich dobrze... i nie robię dalej.
Więc biorę z kuchni największy tasak, żeby mniej bolało.
Jeb się na pół kroję i rodzielam role.
Ty, mówię do siebie, będziesz śmierdzącym leniem, któremu się tyłka nie chce ruszyć nawet po czekoladę.
Ty, mówię do siebie_1, będziesz coachem marzycielem motywatorem.
W gong walę i walkę sobie organizuję.
Ja vs Ja
Tu, panie doktorze, rękę sobie zwichnąłem.
- Proszę bandaż tydzień ponosić i przejdzie.
Że są takie rzeczy, które uwielbiam robić.
Po których skacze mi poziom endorfin i klatka piersiowa uśpiona codziennym bujaniem tramwaju.
To właśnie te momenty, o których Coelho napisałby, że są "iskierką w oku rozjaśniającą mroki świata"... albo coś jeszcze bardziej głębszego w sensie.
Tylko, panie doktorze, ja tych rzeczy prawie w ogóle nie robię.
Chcę, ale nie mogę.
Oczami wyobraźni widzę, jak mi będzie po nich dobrze... i nie robię dalej.
Więc biorę z kuchni największy tasak, żeby mniej bolało.
Jeb się na pół kroję i rodzielam role.
Ty, mówię do siebie, będziesz śmierdzącym leniem, któremu się tyłka nie chce ruszyć nawet po czekoladę.
Ty, mówię do siebie_1, będziesz coachem marzycielem motywatorem.
W gong walę i walkę sobie organizuję.
Ja vs Ja
Tu, panie doktorze, rękę sobie zwichnąłem.
- Proszę bandaż tydzień ponosić i przejdzie.
środa, 7 sierpnia 2013
Czytanie jest za trudne
To
musiało nareszcie zostać powiedziane.
Wpajane
nam (najczęściej wbrew wyraźnym sprzeciwom) od najmłodszych lat; wspierane
autorytetem coraz to innych specjalistów; z uporem lansowane jako wyznacznik
inteligencji…
Tak,
wiele zrobiono, by czytanie przestało być sobą.
By
wydało się przyjemne, modne i potrzebne. By było czymś więcej niż odczytywaniem
‘mąki’ na mące, ’szamponu’ na szamponie, rozumieniem rozkładu jazdy i programu
telewizyjnego?
I
właściwie dlaczego czytanie długich tekstów jest czytaniem, a czytanie smsów
już nie?
A
czy ktoś mówi o skutkach ubocznych czytania?
Problemy
ze wzrokiem, przymus noszenia okularów,
sprzyjanie postawom aspołecznym, zbytnie rozbudzanie wyobraźni – to tylko pierwsze z brzegu.
Poza
tym to czysta strata czasu.
40
sekund.
Tyle
czytałeś ten tekst.
Jezu,
ile wspaniałych rzeczy mogłeś zrobić w tym czasie…
Subskrybuj:
Posty (Atom)