niedziela, 25 czerwca 2017

dom

Dom, który z każdym rokiem spędzonym poza nim, daleko od niego, i fizycznie, i mentalnie, przestaje być stopniowo domem. Jest domem w rozumieniu miejsca pochodzenia, z którego mówimy, że jedziemy do domu i myślimy o miejscu, gdzie czujemy się u siebie. Uwolnienie, przestrzeń, a jednocześnie wyrzuty sumienia, poczucie, że coś, kogoś się zostawiło; kogoś, kto nie będzie tutaj wiecznie. Czas mija. My tam, nie tu.

Dom, jako miejsce, które nas określa, uczy nawyków, myśli długo rewidowanych, oduczanych. Ale i dom jako źródło nas. Możemy nie lubić części swoich cech, ale (poza skrajnymi przypadkami) dom daje nam także tych nas, których lubimy i lubią inni.

Dom, którego się wstydzimy, my z tego domu, których się wstydzimy. Wstyd za rodziców, poczucie winy za ten wstyd. Bezsilność wobec życia rodziców, niemoc zmiany ich życia i złość na własną niemoc, niecierpliwość na własną niemoc. Po tym względem na zawsze zostajemy dziećmi – rodzice nas nie posłuchają. Pokora. Rodzice, za którymi nie tęskni się na co dzień, ale o których odejściu nie sposób nawet pomyśleć. Niemoc porozumienia; brak tematów.

Pogoda, zdrowie, ceny makaronu. Banał, który musi unieść ciężar uczuć najgłębszych. Wieczne poczucie, że nie powiedziało się tego najważniejszego; obawa, czy banał, codzienność powiedziały to jasno, czy w ogóle. Strach, że inni są bliżsi niż rodzice, strach, że to dowód na naszą podłość, niewdzięczność i jednoczesny bunt na przymus wdzięczność za coś, co się dostało nie z własnej decyzji. Odpowiedzialność, której nie wybieraliśmy, a która przyjdzie, choć tak bardzo staramy się o niej nie myśleć. Dom, do którego chce się wracać, a który na miejscu rozczarowuje codziennością, którą żyje. I tym, że nasza obecność jej nie zmienia, ale i złość, gdy czujemy, że coś robione jest z powodu naszej obecność. Złość bycia gościem i jednoczesna niegotowość życia jak domownicy.


Dom w głowie po Zaduchu Marty Szarejko




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz