Bez niego nie ma
teatru.
Bez niego na nic
wysiłki największych reżyserów i scenografów.
Nawet komedia nim
się karmi.
Bo scena niczego bardziej
nie potrzebuje, niczym lepszym nie może nas uraczyć jak dramatem – wielkim i uniwersalnym.
Historią, w której
przegląda się ludzkość wciąż tak samo dokładnie bez względu na mijający czas i
rozwój technologii.
Więc czujemy, że
dramat częścią jest życia (a czasami i życiem samym).
Więc rezerwujemy bilety z
miesięcznym wyprzedzeniem i zasiadamy na widowni, by oglądać dramaty, co tam
komuś się przydarzają.
I wcale nie tylko dlatego, że lubimy, gdy innym gorzej
się dzieje niż nam samym.
Nie.
Raczej jakąś mamy
wiarę niejasną, niczym nieuzasadnioną, że gdy dramat w teatrze zobaczymy, w
teatrze przeżyjemy, nie będziemy musieli przeżywać go w bloku, pracy,
małżeństwie…
(W końcu czy nie o tym właśnie było w liceum to całe katharsis? O oczyszczaniu siebie za
pomocą przeżyć innych)
No więc siedzimy na
widowni, gdzieś pod skórą wagę dramatu czując, ale…
Czy pan w drugim
rzędzie albo pani nieco za nim aby na pewno dbają o kondycję ludzkiego dramatu?
Czy w ogóle zdają sobie sprawę, jak bardzo dramat od nich zależy?
Że życiem
swoim dostarczają (bądź nie) wiary przyszłym i obecnym dramatopisarzom w
możliwość ludzkości do przeżywania pięknych, wzniosłych konfliktów windujących
nasz gatunek kilka szczebli wyżej na drabinie rozwoju?
Wreszcie, czy – gdyby
dziś klasyczni pisarze zasiedli naprzeciw ludzkiej gromady – też stworzyliby
wielkie, zachwycające całe pokolenia dramaty?
Czy raczej…
BALLADYNA W TVN
Ulizany na boczek prezenter z przesadną
emfazą zapowiada dzisiejszy odcinek.
Prezenter: Dzisiejszymi uczestniczkami programu „Która
wyrwie księcia?” jest Balladyna i Alina! Wielkie brawa dla nich!
Kotara za prezenterem opada, ukazując uczestniczki
stojące na podwyższeniu. Obok nich książę Kirkol rozłożony na kanapie obitej
czerwoną imitacją skóry. To on rozsądzi los kandydatek.
Balladyna w czarnym lateksie. Alina ubrana z mini
miniówkę i maxi obcasy. Nieco za duże usta, za mały intelekt. W ręku trzyma
reklamówkę z malinami.
Alina: Hej, jestem Alina, mam dwadzieścia pięć lat
i choć pochodzę z lasu, to jestem urodzoną księżniczką. (puszcza oczko do Kikrola) Świetnie nic nie mówię, dużo się śmieję i
najlepiej zbieram maliny w całym powiecie i świecie haha!
Zachęcony Kirkol bierze dwie maliny z koszyka Aliny, już
wkłada do ust, gdy… wkurzona Balladyna pociąga za włosy Alinę i zwala ją na
parkiet.
Kirkol jeszcze bardziej zachęcony.
Publika szaleje, skandując: Kisiel! Kisiel!
Prezenter przerywa na chwilę program, by nadać reklamy,
za które w związku ze spontaniczną walką w kisielu stacja otrzyma dodatkową
kasę od reklamodawców. A prezenter swój procent doliczany do podstawy.
A już po przerwie!
Prowokowana przez prezentera Balladyna zadźga pilniczkiem
Alinę, co dodatkowo zwiększy cenę nadawanych reklam. Jakby tego było mało –
Józek od efektów specjalnych zabije na żywo(!) Balladynę piorunem 3D. Cena
reklam znowu poleci w górę, prezenter będzie szalał, publika też, a Kirkol w
specjalnym wywiadzie dla Vivy przyzna, że choć lubił dziewczyny z lasu, to na
miłość jeszcze nie ma czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz