niedziela, 17 marca 2013

wieśniara

Facet w średnim wieku stoi w wielkich gumiakach na środku pola pełnego walającej się gnojówki.
Widły w wielkich łapskach.
Taką łapą można brać całą kurę za kuper;
utrzymać świniaka przy zarzynaniu;
albo przyłożyć synowi, jak mu jakaś głupota do łba przyjdzie.

Ale facet nikogo nie zarzyna tylko uśmiecha się przy tych widłach dość przyjemnie.
Może dlatego, że to pewnie trzecie (no może piąte) zdjęcie, jakie zrobiono mu w życiu.
Jedyne zdjęcie mojego nigdy niepoznanego dziadka, jakie mam.

Powiesiłam sobie je na mojej designersko i specjalnie niewykończonej ścianie warszawskiego mieszkania, by pamiętać, skąd pochodzę.
I dlaczego nigdy nie będę prawdziwą damą, choćbym przeczytała całą bibliotekę książek i ubierała się zgodnie z poradami Mai Sablewskiej lub tej drugiej Horodyńskiej.
Dlaczego nie mam pięknych smukłych palców, a zamiast tego dłonie co najwyżej zadbanej pomywaczki.
Dlaczego ciągle mylę biernik z dopełniaczem i popełniam gafy językowe.

Mój dziadek był wieśniakiem. Prostym człowiekiem. Nie wiem, czy przeczytał w życiu jaką książkę i czy ze zrozumieniem słuchał kazań księdza.

I tylko nieostrożni, porównując dziadka z gnojówką na zdjęciu i mnie w moim warszawskim mieszkaniu, mogą chcieć poklepać mnie po ramieniu, gorąco gratulując mi postępu.

Wątpię, że wiem o życiu więcej od niego.



















1 komentarz: