Tramwaj nr 24.
Nic się nie dzieje.
Tramwaj starawy, skrzypi, ludzie coś jakby wyczuwam niedomyci.
Brud i żałość za ufajdanym oknem.
I nagle jak mnie nie trzaśnie po mordzie fakt, że ja tu żyję właśnie swoje jedyne życie.
Że nie tylko na wakacjach, w miłej pierzynce, ale w jakimś tramwaju bez sensu?
W kolejce w realu, przy krojeniu kurczaka?
To zupełnie nie tak!
To przecież powinno być urządzone inaczej.
Jak w kamerze.
Dzieje
się coś fajnego - włączasz i życie jest żyte; nic się nie dzieje, nuda,
banał - cyk, wyłączasz i życie się nie marnuje, nie zużywa na marne
tramwaje albo taśmy sklepowe.
Strasznie niechlujnie prowadzi się to życie.
Zero gustu.
Żyje jak leci.
A potem mówi, że już się przecie nażyliście i zwija wszystko sprzed nosa z takim zamachem, jakby kurwa diamenty i gorące palmy prezentowało hojnie bez najmniejszej przerwy na tramwaje.
I jak tu nie chcieć wierzyć w życie po życiu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz