Podbudowany za
pośrednictwem znaczków adidasa i nike’a męskością Beckhama i chwałą Ronaldo
idzie środkiem wąskiego chodnika.
Dłonie w ortalionowych
kieszeniach spodni. Wypycha je maksymalnie na boki, by na wąskim chodniku
samemu być nieco szerszym (chuj że w biodrach).
Idzie pewnym
krokiem na cienkiej zdartej podeszwie numer 41.
Czapka groźnie
przekrzywiona, spod której rzuca kurwy i chuje ku przestrodze porządnych
obywateli i młodszych kolegów z gimnazjum.
Do tego
regularne splunięcia znaczące teren, by wszystko było jasne.
Chciałby
straszyć innych, a najbardziej boi się sam.
Że wcale nie
jest straszny.
Że za chudy.
Że nie wie, co to
będzie.
Że dres dawno
niemodny, wygrzebany przez matkę w lumpie.
I będą się
śmiać.
A wtedy on
jeszcze bardziej przekrzywi czapkę i dołoży kilka kurew ekstra.
Jeszcze bardziej
będzie musiał straszyć.
Zejdźcie mu z
drogi.
Przestraszcie
się.
Niech chłopak ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz