Najpierw nachodzi mnie przy wyborze marchewki
(Mama mówi, że te mniejsze są lepsze)
Potem przy nowobogackim mielonym smażonym na oleju kokosowym
By ostatecznie wydać swój wyrok podczas bezmyślnego gapienia się w okno
Nachodzi i najtańszym czerwonym długopisem spisuje mi sobotę na straty
A w zasadzie - cały weekend
Ten ogłaszany już od środy w każdej stacji radiowej
Że już tuż tuż, jeszcze trochę
Że się tam kurwa trzymajcie
Keep calm and wiat for piątek
Więc jak tak można marnować?!
Nie wykorzystać na życie właściwe, nie powszednie?!
Przecież ten właśnie stworzony, by pomieścić wszystko, co się nie zmieściło w dobie wtorku czy czwartku
By żyć pełnią wypracowywanej pensji
W końcu! Bogu dzięki! Nareszcie!
Więc jak tak można marnować?! I to w samej stolicy możliwości?!
A może, może po prostu pani ma nudne życie?
Nic do życia? Zero hobby i znajomości?
Może pani bez wyobraźni, polotu, po prostu jak babka i matka zamiast sobotę wykorzystywać, wykorzystywana jest przez sobotę?
To byłoby bardzo niemodne, nie-do-znalezienia w żadnej Vivie.
To należy gdzieś zgłosić do terapeuty
Lub chociaż zatuszować sprawę lifestylowym wpisem na fejsie
Przecież wszystkie stacje radiowe nie mogą się mylić
Przecież z tego może być jakie nieszczęście
...
W tym momencie postanawiam dyskusję skończyć
I zupełnie otwarcie deklaruję chęć spędzenia wieczoru w domu, w dodatku bez znajomych i gier planszowych
Tego już za wiele.
No więc odpuszcza, już nie nachodzi - szkoda czasu na przypadek beznadziejny. A przecież czas w weekend liczy się podwójnie.
A niech idzie. Niech spisze mi na straty weekend czy życie
Nie mam czasu tłumaczyć, że odmawiam weekendowi prawa na wyłączność na szczęście
Że żyje także we wtorki, środy, kto by pomyślał! - poniedziałki
Nic nie mówię, szkoda czasu - pranie samo się nie powiesi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz